Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 539.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cyt! — zamykając jéj usta dodała stara — tylko mnie słuchaj, a głowy nie masz czego łamać.
— Ale cóż mam robić? — spytała Marysia.
— W chacie siedziéć, nosa na dwór nie pokazywać: to pierwsze... Zobaczysz, szczęście ci się samo położy na progu i garścią go weźmiesz...
To powiedziawszy Sołoducha usiadła na ławie i nieco odetchnąwszy, wyraźniéj się tłómaczyć poczęła.
— Musiał szlachcic zaszłapać — rzekła — kiedy już i matka jego wié o tém, a ze strachu umiera, bo się przedemną aż wyspowiadała. Teraz tylko podmuchać i ogień będzie. Do cerkwi w niedzielę wystrój się moje dziecko, ale jeźli cię zdybie, zaczepi, zagada, ani się nawet oglądaj... Tomko zobaczy, że tu nie ma innéj rady, tylko się ożenić; i albom ja już do niczego i głowy nie mam, albobym przysięgła że się ożeni!.. Rodzice krzyczéć będą, łajać, fukać i na niego i na ciebie, ale w końcu pozwolić muszą... Chłopiec niczego! chata raj! hroszy u starego choć czapką mierzyć... Nie zapomnisz, spodziewam się i o staréj Sołodusze.
Zdziwiła się stara podniosłszy oczy na Marysię, gdy ją we łzach całą ujrzała.