Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 522.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pochmurniał, zadumał się i zmiarkował, że to nie żarty.
— Czarownica czy co! — mruknął w duchu — jużciżto nie pierwszyzna mi się kochać, a nigdy takiéj z tego jak teraz nie miałem dokuki... Jeszcze licho nadało: ładne, gołe, a harde, że ani przystąpić. Oj! cyganka! cyganka! dała mi jakiegoś licha w téj wodzie, comto się jéj na moją biedę od niéj napił.
Tak rozmyślał Tomko, a rady sobie dać nie mógł już był postanowił co będzie to będzie formalnie się do niéj począć zalecać, choćby do reszty postradać głowę, gdy przejeżdżając koło chaty właśnie w czasie bytności Azy, temi stosunkami Marysi z łotrowską bandą włóczęgów tak się zgorszył, że postanowił ani już spojrzeć na dziewczynę.
Cały dzień latał łając, wściekając się, srożąc, tłukąc za swoje grzechy nieszczęśliwego siwka, a na cyganach się to skrupiło, bo ich zaraz ze wsi przepędził własnym domysłem, tak, że ledwie czas mieli rzucić na wóz manatki, i co prędzéj ku sąsiedniéj wiosce pociągnęli.
Tomko zaklął się nawet, szczęściem sam przed sobą, co go nie tak bardzo zobowiązywało: że zu-