Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 516.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w oczach co raz co nowego! Zobaczysz rakloro zobaczysz, rzuć tylko chatę, pluń na tę kądziel gadziów, weź na ramiona urakhę i z nami, z braćmi twojemi.
Te słowa wymówione żywo, gorąco, choć połamanym językiem, pełne ognia i zapału, dziwnie przejęły sierotę, przywykłą do powszedniéj chłodnéj mowy wieśniaczéj. Ozwała się w niéj może uśpiona krew cygańska i instynkt tułaczy; zadrżało serce, ale usta otworzyć się nie umiały. A Aza mówiła, mówiła, i bujała jakby pieśń jakąś śpiewając, rajem czyniąc włóczęgę, roskoszą nędzę, która ich jadła, na ustach nawet śmiech błądził pożyczany i straszny...
Skończyła, a Marysia słuchała jeszcze, bo ją ten obraz nieznanego życia, nieznajoméj rodziny pociągał ku sobie jak przepaść: obawiała się ich i pragnęła.
— Dobra kobieto — odezwała się podnosząc oczy które spotkały i mogiłę zieloną, i starą chatkę matczyną — A! nie mnie to iść z wami: jam już nie cyganka, nie! nie! ojca nie znałam, ssałam piersi matki mojéj, z niéj przywiązanie do kąta i strzechy...