Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 505.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co katowali go, aż od nich uciekać musiał!
— Lepsiż byli bracia matki!? — spytała Marysia.
Sołoducha skrzywiła się.
— Ale wiészże ty co to za lud? — spytała gorąco — matka ci tego nie powiedziała pewnie, a cudzy nie śmieli. Cały Boży świat od nich jak od zapowietrzonych ucieka; złodzieje, zbóje, czarowniki, i gorzéj, i gorzéj jeszcze: — poganie, nechresty!
Marysia zadrżała.
— A czyż to prawda? — spytała przerażona.
— Jak Bóg miły! Dowiédz się od ludzi, idź od wsi do wsi, nic ci innego nie powiedzą: to postrach okolic. A gdyby to było co dobrego, czyby to się tak włóczyło po świecie, nigdzie miejsca zagrzać nie mogąc.
— Im w to graj — dodała uśmiechając się stara — jak się tylko dowąchają, że tu żyje córka ich brata cygana, a sierota, a sama jedna, a jeszcze i młoda i ładna; zlecą się i gotowi gwałtem cię porwać z sobą. Te łotry i krwią własną i cudzą frymarczą... Nibyto nie pamiętają ludzie, jak tu ich dziewka bałamuciła naszego pana.
Marysia słuchała, drżała, i sama nie wiedziała co począć: ogarniał ją przestrach jakiś, a żal było