Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 495.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczekiwać na nich. Mignął Tomko jak zjawisko, i znów go nie ma i nie ma.
Kilka dni tak przeszły, aż wyszpiegował dziewczynę o któréj porze chodziła na cmentarz i nadjechał raniuteńko, kiedy się dopiéro z wiadrami wybierała po wodę.
— A! dzień dobry, krasawico?
— Dzień dobry!
— Cóż to? sami sobie wodę nosicie?
— A któżby mi miał nosić i na co, kiedy sama zdużam?
— E! szkodabo mi twoich białych rączek, Marysiu, bo doprawdy — rzekł zbliżając się — nie chłopskie rączki macie!
— A cóżbym nimi robiła? — śmiejąc się odparła cyganeczka — jużciż ja nie ta pani o któréj gadają, że sobie siedzi założywszy ręce dzień cały; toćbym z nudy umarła!
— Jakato z ciebie będzie gospodyni! — rzekł kusiciel pochlebca, coraz się do niéj przysuwając.
— Czemu mówicie będzie? — odezwała się sierota — alboż już nie jestem? A kto mi w domu gospodarzy, kiedy nie ja sama?