Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 490.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko się już było dobrze podniosło, gdy tętent siwego konika dał się słyszéć zdala, a dziewczyna prząść zaczęła coraz żywiéj.
Leśniczy zatrzymał się naprzeciw chałupy, obejrzał, i szczekanie psa zwróciło oczy jego na siedzącą pod wierzbą dziewczynę.
— Co u kata? po cobo ona zawsze siedzi na cmentarzu? — burknął nieukontentowany zsiadając z siwego.
Jak wszystek lud prosty i budnicy, młody chłopak był przesądny, i za nicby był nie poszedł w umizgi na cmentarzysko; markotno mu było, że Marysię tam zastał, pochmurniał i nie wiedział co począć.
— Dzień dobry! — odezwał się zbliżając do drogi ku wałowi cmentarnemu i opierając się na zielonym garbie, który go oddzielał od niedaleko siedzącéj dziewczyny. — Dzień dobry! A co? choćby Bóg zapłać należy mi za gościniec.
— Nic się wam nie należy — podnosząc głowę odezwała się powoli Marysia — znajdziecie gościniec wasz tam, gdzieście go wczoraj położyli, jeźli go kto w nocy nie wziął.... Rosa tylko musiała go przypaść....
Tomko stanął zdziwiony.