Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 488.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

barw jasnych, świetnych, iskrzących... Chciało się jéj bardzo wyjść zaraz, zobaczyć; ale strach jakiś instynktowy chwytał za serce i odrętwiał nogi. Już Tomko był daleko, już nikt na nią nie patrzał, szła do drzwi niespokojna, gdy u progu siedzący Sierotka spojrzawszy w płonącą jéj twarz, jakby ostrzegając czy łasząc się, zaszczekał. Marysia zatrzymała się, zaczęła myśléć i została przy piecu.
— Mogęż ja przyjąć podarek? — spytała sama siebie — co na to powiedzą ludzie?.. Jak raz wezmę, nie odczepię się od niego?
Nikt jéj nauczyć nie mógł jak to pytanie rozwiązać, i gdyby na myśl nie przyszły przestrogi starego Rataja, byłaby skwapliwie chwyciła tę rzuconą pod jéj okienkiem zagadkę.
Potrzeba jednak było walki z sobą długiego i cichego w duszy boju, żeby w końcu sobie powiedziéć: nie pójdę, nie tknę, nie przyjmę!
Nie łatwo jéj przyszło to postanowienie, a ciekawość jakito tam podarek być może, długo jéj oczu zamknąć nie dała i sen miała niespokojny.
Nazajutrz jak brzask, już wytrwać nie mogła; wysunęła się z lepianki okiem szukając owego wczorajszego gościńca.... tyle domysłów niepokoiło ją