Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 472.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ni, ale drugą razą toż samo czynił co wprzódy. Miał w tém swoje widzimi-się.



Było to jakoś latem: dzień skwarny kończył się jednym z tych wieczorów rzadkich u nas i wyjątkowych, bez chmur, bez wichru, pogodnym, cichym, złocistym, kroplistą rosą zwiastującą posuchę zwilżającym spragnione zioła i trawy. Marysia wróciwszy ze cmentarza ustawiła kądziołkę pod piecem, pogłaskała najeżonego burka, wzięła wiadro i miała schodzić do źródła, bo jéj wody zabrakło, gdy tętent konia ją zatrzymał.
Drogą ku wiosce jechał ktoś śpiesznie na małym szpakowatym koniku, pogwizdując wesoło hulacką piosenkę. Marysia przez ciekawość wstrzymała się i stanąwszy przypatrywać zaczęła. Wieczór był jasny jeszcze, a przejeżdżający ujrzawszy dzieweczkę, zwolnił kroku, wlepił w nią oczy ciekawe i nawet gwizdać poprzestał. Byłto młody chłopak z jasnemi włosy, skromnie, ale czysto odziany, wyglądający na leśniczego lub pisarza, z torbą myśliwską na plecach, w czarnych, długich