Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 437.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ły boży dzień paplają pod strzechą, i sroczka krzyczy, i słoneczko zagląda, i mam kilka myszek burych, co z pola przyszły na zimówkę do chaty, a tak oswojonych, że się mnie nie boją i pod nogi schodzą po okruszyny chleba.
Maxymicha w twarz się uderzyła z podziwienia, z naiwnym ruchem niedowierzenia prawie; Filipicha otworzyła usta wielkie, i obie osłupiały, tak im to było i dziwne i nowe.
— A w nocy? — spytała tchórzliwie oglądając się młodsza.
— E! ja w nocy, upracowawszy się, śpię jak kamień; a matka mi mawiała, że anieli pilnują, kiedy człek z krzyżem świętym spać się kładzie.
— Jakto ona gada, — poczęła w duchu Filipicha — co to za rozum, tażto i stary lepiéjby nie potrafił... Nie widana dziewczyna!
Spojrzały po sobie baby coraz bardziéj zdumione, ruszając ramionami, jakby się pytały siebie: — co to znaczy?
Marysia tymczasem uprzejmie je zapraszała, robiąc miejsce na ławie, a sama się już brała do kądzieli. Kobiety usiąść jeszcze nie śmiały, przypatrywały się ciekawie, rozglądając i szepcząc mię-