Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 434.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działa tam drewka, przypomniała to sobie i zapas gotowy znalazła na długo. Tak to ją ucieszyło niebogę, że aż łzy jéj z oczu pobiegły:
— A! jakże to mi Bóg dał w samą porę — zawołała — tymczasem zima i śniegi zejdą do reszty, oschnie, i w chruśniaku zbiérać będę mogła gałęzie.
Śliczny, wesoły ogienek rozpłonął na kominie; Marysia garnek wymyła, wody nastawiła, ale co tu sobie zgotować? Nie było wyboru: nakruszyła chleba, rzuciła go we wrzątek, trochę soli było w drewnianéj miseczce nad piecem, i smaczna, o! smaczna dla głodnéj zrobiła się z tego potrawa.
— Wszakże to i tém żyć można? — mówiła w duchu zajadając zaciérkę chlebową. — Ot i obiad gotowy, na wieczór przemienię sobie i zjém suchego chleba z wodą zimną... a z głodu już nie przepadnę!
W izdebce rozgrzało się od ognia, Marysia starannie umyła garnuszek, przeżegnała się, i wziąwszy kądziel, poszła prząść do okienka. A wyciągając nić długą, oko jéj raz-wraz biegało po chatce, po sierocém dziedzictwie. Gdzie najrzy szparkę w ścianie, myśli jak ją zalepić; gdzie glina odpadła,