Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 416.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miéć! Może to śmieszno, może to grzeszno, może to głupio co ja powiem; ale cóż? kiedy tak jest, taić się nie ma co przed wami. Jabym téj chaty nie mogła porzucić! Czy to wy słyszeli jak ją ojciec biédny budował! A cośmy tu z matunią przechorowali... Ja się tu urodziłam, ona tu umarła. Nie! ja jéj kołkiem podeprzeć nie mogę i pustką zostawić; póki mnie żywéj, dopóty tu siedziéć będę.
— A rób sobie jak chcesz! — zawołał dziad, którego usta zacięte, litość czy wzruszenie tłumione malowały — Bóg z tobą, tylkono pamiętaj, pamiętaj jak ci dokuczy, u Sołoduchy na ławie przy piecu jest zawsze dla ciebie miejsce, a w Ratajowéj torbie chleba kawałek. I na grób matki tobie nie chodzić dziecko: ty tego nie wiesz jeszcze co to płacz i smutek... Smutek chodzi po świecie marą, a kogo złapie to dusi, to męczy, jeźli się od niego nie odżegna, aż póki nie zadławi. Pan Bóg téj zmorze nie każe się poddawać a bronić. Matce twojéj nic po łzach: zmów lepièj pacierz za nią, a na mogiłę nie chodź. Siadaj, prządź, gospodaruj, kiedy ci się chce probować samotnicy, ale to tego nie będzie! Człowiek człowiekowi potrzebny; cobym ja dał, choć wrażą twarz ludzką zobaczył!