Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 410.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależby to kto wziął za kawałek chleba — mruknął stary Marcin Nieduha — ot i ja jedynoki i żona słaba.
— Darmo jéj to i gadać; póki dobrze biédy nie skosztuje, nigdzie nie pójdzie — żywo przerwała Sołoducha — tak się jéj zdaje teraz że sobie rady da: trzeba żeby się przekonała, będzie wówczas tańsza.
Ludzie, jak to zwykle dosyć obojętni, pokiwali głowami, poszeptali, ten i ów się rozśmiał, inny westchnął a każdy wreszcie poszedł do swego, i Sołoducha do chaty.
A Maryś jak usnęła siedząc przy piecu, na którym wkrótce wygasło, nieporuszona, nie czując i nie śniąc, nie marząc, kamiennym snem przetrwała do ranka. Dopiéro gdy blask dobrego dnia wcisnąwszy się okienkiem, uderzył w jéj oczy, schwyciła się nagle, przetarła powieki i wracając do życia opamiętała się w swém sieroctwie.
Boleść i znużenie tak jéj myśli zmieszały, że długo pomiarkować nie mogła czy noc przespała tylko, czy więcéj, czy tylko krótką godzinę. Wyszła na próg i po słońcu poznawszy ranek, zdumiała się.
Świat był wesoły i piękny, pomimo smutku sieroty; słońce wschodziło pogodne, cisza była doko-