Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 400.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sać głową, mruczéć pod nosem, a z pod brwi siwéj ciekawe rzuciła na sierotę wejrzenie.
— To ty myślisz tu zostać? — zawołała po chwili — sama jedna, ot tak jak palec! No!...
— Wszak inaczéj być nie może! — szepnęła Marysia — ta chatynka, to ojcowizna moja, to mój domek, a jakbym ja go porzuciła, alboby się to rozsypało, alboby dwór kogo innego osadził.
— A ktoby tu chciał siedziéć! przerwała Sołoducha — za żaden grosz! Chodźżeno do chaty, chodź; pogadamy, pomiarkujesz się, bo ty sama nie wiész co gadasz.
Znów stara ująć musiała dziéwczę za rękę, i nie opierającą się, ale bezwładną wprowadzić do pustki.
Nigdy ta jama nie była wesołą, nigdy się w niéj nic nie uśmiechało do człowieka; ale teraz straszliwie była smutną: pełno śmierci wszędzie. Pogrzeb, który tylko co z niéj wyszedł, pozostawił po sobie ślady. Leżała kupka trzasek i wiórów od trumny przyciosywanéj w izdebce, dwa polana na których domowinkę stawiano; na ławie chleba bochenek, przyniesiony przez litościwą niewiastę jakąś do przykrycia trumny, a zostawiony bo niepotrzebny, i ręcznik gruby, którego także nie użyto, a któ-