Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 383.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W chatce było pusto, bo Marysia zbierała w kruhlaku suche gałęzie (holce), aby niemi ogień podsycić, a Motruna miała czas odetchnąć, nim nadbiegło dziécię wlokąc za sobą całe brzemie suszu.
Nie wiém zkąd nabrała znów sił wdowa, by się wziąć do pracy, ale z zaiskrzoném okiem poszła pocałowawszy dziecko w czoło do pustéj bodni, w któréj trochę tylko biélizny i parę sukman leżało na dnie. Z tąd wybrała sobie koszulinę, fartuch stary, i umywszy się zaczęła odziewać pośpiesznie, nic nie mówiąc Marysi.
— Czy to gdzie jeszcze iść myślicie, matuniu? — spytała zdziwiona sierota.
— Ot tak.... może, może.... trzeba będzie — odpowiedziała jąkając się matka — nie wiem, mam sprawę u pana.
— Aleście się i tak już dziś zmęczyli.
— Ej! nietyle! Mosiej mnie tu przywiózł ze wsi.
— Tobyście może poszli tam jutro....
— Kiedybo to sprawa pilna, a z panem nie żartować — rzekła wdowa, któréj się łzy w oczach kręciły i łkanie połykała ze słowy. — Nie bój się Marysiu moja; jak nie zdołam, to nie pójdę.
— Połóżcie się lepiéj — zaczęła świergotać dzie-