Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 380.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nichy — co tu długo gadać.... My Marysię weźmiemy, a jakby Sołoducha nie chciała, no! to jéj kijem boki wyłatam.
Stara rozśmiała się na całe gardło i poskoczyła do męża; nie rada była małżeńskich kłótni rozpościerać przed ludźmi.
— A! mój ty stary, — poczęła słodko — ciebiebo zawsze żarty się trzymają. No! no! schowaj kija na psy, jakoś my się zgodzim!
Rataj pomruczał coś i zamilkł; Motrunie łzy z oczu pociekły.
— Wy ją weźmiecie, wy się nią zaopiekujecie, bo jak nie wy, to już nikt; tylko nędza zna co to cierpiéć, i ulituje się nad sierotą... Sołoducho, matuniu, bądź jéj matką! ja za was i w grobie modlić się będę!
— Nie turbujcież się już o dziecko — przerwała baba — kogo Pan Bóg stworzył, tego nie umorzył.. Jeszcze wy ją sami wyhodujecie.
Cyganicha głową potrzęsła.
— Dziś, jutro — rzekła zcicha — to i koniec będzie. O mizerne ciało nie kłopoczę się, muszą mnie pochować, a kiedy teraz i dla dzieciny Bóg dał rodziców, to już choć umrę spokojnie.