Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 379.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedybo widzicie — odparła Sołoducha namyślając się jeszcze — ot, co to gadać zawczasu; nie dumajcie darmo o śmierci, nie wywołujcie wilka z lasu.
— On już wyszedł i przeciwko mnie stoi, — odpowiedziała wdowa pocichu.
— Choremu zawsze śmierć na myśli.
— A weźmiecież wy moją Marysię?
Dziad stanął we drzwiach i począł przysłuchiwać się trzęsąc głową.
— Kiedybo widzicie — rzekła Sołoducha kręcąc w ręku róg fartucha — to się dobrze potrzeba namyślić, żeby znów na próżną miskę nie zaprosić. Wy wiecie, jakie życie nasze: jałmużna i miłosierdzie boskie; ledwie mamy chleba kąsek... Nie pożałowalibyśmy go, ale jéj u nas dobrze nie będzie.
— A gdzież jéj będzie lepiéj? Bogaty gospodarz gdyby i wziął, to będzie sierotą pomiatać. Wy swoich dzieci nie macie, samiście ubodzy, rychléj się zlitujecie nad biédactwem, oczu jéj przynajmniéj chlebem nie będziecie wykałać.
Znowu starzy milczeli. aż Rataj się nareszcie wywlókł o kiju z chaty i stanął przed Motruną.
— Słuchajno, sąsiadko — rzekł raźnie do cyga-