Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 376.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedożywszy siwego włosa... A! i nie żalby mi było świata, gdyby nie dziecina sierota!... Ot tak Sołoducho, matko kochana, życie uciekało, uciekało i uciekło; darmo ziele warzyć i zażegnywać, Pan Bóg wié co robi: przekleństwo ojca wisi nademną. Spokojniebym umierała, spokojnie, gdyby nie dziecina; ale we wsi nie ma cyganicha brata, nie będzie miéć cygańskie dziecko opiekuna. Marysia moja zwala się i przepadnie. Takiéj męki jak moja, wy nie rozumiecie, Sołoducho. Żyłabym żyła, żyła i męczyła się, żeby dziécię wychować, a to Bóg nie pozwala za grzechy moje. A! co się stanie z Marysią moją!
— Albo to Pana Boga nie ma? — odparła Sołoducha — albo to na świecie wilcy nie ludzie?
— Oj! jest Pan Bóg, jest, ale srogo za grzech karze; a ludzie.....
— At! ludzie — mruknął dziad z barłogu — diabliby ich brali: niewiele lepsi od wilków!
Nikt nie uważał na ten wykrzyk starego Rataja, a Motruna wciąż jak z gorączki prawiła swoje.
— Oj! dziecina, dziecina! co się stanie z moją Marysią! Tu śmierć przychodzi, a dziecko mnie za serce trzyma!