Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 368.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mój matunię umieści jak u Boga za piecem, w ciepłéj, nowéj, białéj chacie; tylko jédz, śpij i używaj!
I tak daleko serdeczném marzeniem leciało dziewczątko, że się już widziało gosposią, matką, siwowłosą staruszką; ogromne pełne zboża zasieki, stajenki pełne bydła, podwórko ptastwem bielejące... i — sen w końcu skleił powieki zwilżone łzą niespokojnéj radości.
Gdy się zbudziła Marysia, ujrzała nad sobą matkę bladą, wyżółkłą, chudą, jakby przez tę jednę noc dziesięć jéj lat przybyło, z kijem w ręku stojącą nad jéj pościołką. Po narzuconéj na plecy świcie, po białym rańtuchu, po starych butach, które na nogi wdziała Motruna; poznała Marysia, że się gdzieś wybiera, i sądząc, że myśli iść po wodę, żywo skoczyła, by ją uprzedzić.
— A dokądżeto? dokąd? matuniu? — spytała przestraszona, — i po co ci wstawać było?
— Leż dziecko, leż, ja na wieś pójść muszę.
— Na wieś? po co? to mnie poślijcie.
— Nie można, serce, nie można gołąbku kochany; pójdę do Sołoduchy, poradzę się jéj na niemoc moję.
— Ja ci tu Sołoduchę sprowadzę.