Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 333.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i spojrzała na głupiego Janka, który nie był wcale tak głupi, jak się zdawał.
— O! pewnie — kończył Janek — że dziecku to zaszkodzi; a zresztą co tu robić? Jużeśmy mu usypali mogiłę, niechaj odpoczywa! Wstań i chodź Motruno.
Zarzucił rydel na plecy, włożył kapelusz na głowę i przystąpił do niéj. Kobiéta zakryła oczy, z których na nowo potok łez wytrysnął.
— Płakać — rzekł Janek — można i w chacie, a już coś noc blizko; dziecku zimno, trzeba iść, trzeba iść — powtórzył z przyciskiem.
— Dokąd? po co? — zawołała Motruna. — O dolo ty moja! o dolo! co ja pocznę!...
Janek niezważając na łzy i żale, ujął ją za rękę i dźwignął z ziemi, a zwróconą ku mogile lekko nakłoniwszy w stronę wioski, pociągnął za sobą.
Motruna obejrzała się raz jeszcze, chciała gałąź tarniny leżącą pod nogami rzucić na mogiłę; ale zachwiała się i upadła. Janek podźwignął ją znowu.
— Pamiętaj na dziecko — począł cicho — ono teraz na twoich rękach i na twojéj głowie! Chodźmy do chaty, dość płakać!
Już się tak byli oddalili wlokąc z trudem i powoli, gdy Janek obejrzawszy się zobaczył jak cień prze-