Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 320.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! nie wiecie tam! nie wiecie wy co się z nim stało?
Cyganicha ruszyła ramionami, i zbliżyła się tajemniczo do ucha kobiety.
— Wczoraj wieczór był u nas.... był... ale jak szalony... Widzieli go potém latającego po polach... Aza mi powiedziała, że ją złajał, zbezcześcił za jakieś głupstwo, i odgrażał się, że sobie co złego zrobi.
— Ach! — krzyknęła Motruna, w któréj sercu odezwało się dawne przywiązanie, — biegnijmy go szukać.
Dalibyście pokój — wstrzymując ją za rękę odezwała się Jaga — to darmo! Co się miało stać, to się już stało, bo od wczorajszego wieczora do południa wiele wody upłynęło? Lepièj się przygotujcie zawczasu do płaczu, bo pewnie musiał sobie życie odebrać!
Jaga tak zimno i bezlitośnie wymówiła te słowa, że Motruna aż krzyknęła uderzona niemi.
— O ja nieszczęśliwa! ja nieszczęśliwa!!
— No! a cóż robić? — zimno poczęła baba. — Ot, jeszcześ młoda, radę sobie dasz i drugiego znajdziesz! Aby młodość!