Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 309.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czarowała oczyma, żeby tylko nie próżnować, a potém, potém na całe gardło się z nich śmiała!
Tumry potarł kroplami potu zroszone czoło.
— Więc jéj na chwilę wierzyć nie można?
— Wierz jéj gdy zła, ale gdy ci oczyma powiada o sercu swojém, ustami zaręcza że kocha: — pluń jéj w twarz jak kłamcy, bo kłamie!
Cygan wstał z ziemi i westchnął, a Aprasz z pod wozu spojrzał tylko za odchodzącym, i tak się rozstali milczący.
Znowu błędnym krokiem wlókł się Tumry bez drogi, stając, zatrzymując się, biegnąc jak szalony.....
— Ha! — wołał sam do siebie — nie ma co myśléć dłużéj: potrzeba skończyć, kiedy tak żyć ciężko.. Widziałem jéj głowę na piersi tego zgniłego trupa, i nie chcę nic widziéć więcéj. Ani mi powrócić do cyganów braci, ani żyć z gadziami, którzy jak psa odpychają. Ot! stryczek na szyję i Bynk'u oddać duszę...
Myśl ta, która już nieraz przeleciała mu przez głowę, teraz w niéj silniéj niż kiedy uwięzła. A życie stało się dlań tak ciężkiém i nieznośném, że daléj dźwigać go nie mógł. Motruny nie kochał, dzié-