Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a my dziewczęta, musim ich męczyć inaczéj! Ja go zamęczę! zamorzę! ja go wzrokiem zatruję!
Jakiś instynkt zniszczenia i zajadłość tak zawzięta mówiła przez usta dziewczyny, że Tumry aż się jéj przestraszył prawie.
— Mieliżby oni posiąść wszystko, a my nic nie miéć prócz nędzy naszéj? Za co świat podzielili między siebie, i bogactwo, i ziemię, i wodę, i powietrze? Nam też dostać się coś musiało, i myśmy robakiem, co się w ten owoc wpija, co ziarno z niego wyjada! Niech zginie! niech zginie! — dorzuciła z zapałem.
— Niech ginie! — poszepnął Tumry zamyślony — a jednak wiesz Aza — dodał wahając się — mnieby go żal było!
— O! boś ty już nie syn erumanselów — przerwała dziewczyna popędliwie — tyś gadzio jak oni krwią i sercem, tyś także nasz nieprzyjaciel, kiedy nad niemi masz litość!
— Szalejesz! — rzekł Tumry.
Aza uśmiechnęła się, a z pod warg jéj różowych, białe zęby ścięte, jakby kąsać chciała, błysły dwoma rzędami pereł.
— No! dość tego! dość tego! do chaty niewolniku,