Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tam działo. Ani Tumry, ani nikt jéj tam nie spotkał.
Dni leciały piorunem we dworze, ale powolnie wlokły się w chacie kowala. Motruna leżała zesłabła z dzieckiem, którego obawiała się od piersi puścić, oka nawet do snu zmrużyć ze strachu nie mogąc. Stara Jaga przerażała ją swoim uśmiechem, usłużnością i wzrokiem, w którym dziecko wsi przeczuwało skrytego nieprzyjaciela.
Napróżno prosiła Tumrego, aby ją oddalił; jemu lżéj było ze starą cyganką, i śmiał się z próżnych strachów żony.
Od nocnego widzenia się w dolinie, Tumry nie spotkał jeszcze Azy; dowiedział się tylko od Jagi, że była we dworze. Zadrżały mu usta i pobladł, gdy to usłyszał; ale więcéj nie spytał nawet o nią.
Sama téż stara cyganica co dzień niemal donosiła niepytana, o dziwach życia dziewczyny, w któréj pan dworu zakochał się, jak mówiła, na dobre.
— Mówią — dodawała — że gdyby tylko chciała, pewnoby się z nią ożenił; ale głupia Raklora (dziewczyna) śmieje się z niego, poniewiéra, i ani myśli o nim! O głupiaż, głupia! — szeptała — gdyby inna była na jéj miejscu, cobyto skorzystać można! Pra-