Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 255.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki. Skóra jéj na czarno opalona, włos kruczy rozrzucony w pozlepianych kosmach po czole i twarzy, pomarszczone policzki, uśmiech bezzębny i wejrzenie drapieżnego ptaka, robiły ją ideałem staréj wiedźmy z baśni ludu! Brudna gata (koszula), zdarta sokha (spódnica) i narzucona na głowę płachta, stanowiły całe jéj ubranie, z pod którego nagie ręce i pierś wyschła wyglądały. Zgarbiona, opierała się na wyłamanym w lesie kiju sękatym, którego długie użycie widać było z rozstrzępionego końca.
Wejrzeniem poleciała po chacie, i weszła z uśmiechem widząc, że będzie potrzebną. Na widok jéj Motruna pochwyciła dziecię i drżeć poczęła, a Tumry zerwał się i stanął zdziwiony, że się tak niespodziewanie zjawiła ta właśnie, o któréj mówił przed chwilą.
Zaledwie nogą na próg wstąpiła, już po cygańsku Jaga obleciała okiem pałającém wszystkie zakątki izby, policzyła garnki, sprzęty, obrachowała stopień nędzy Tumrego, i wiedziała co ma i czém żyje.
Powoli jak kot kołując, skradała się do łóżka.
— Stój, — zawołał Tumry po cygańsku do niéj —