Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 252.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człecze, ale jak Bóg Bogiem, jak psa cię zabiję, jeźli żony i dziecka pilnować nie będziesz!!
Tumry uśmiechnął się szydersko i wzgardliwie.
— Janku! rzekł, tobieżto mnie grozić?
— E! i robak kąsa śmiertelnie! — zawołał mały — i ja potrafię choćby robakiem być tobie.
To mówiąc zniknął biegnąc ku wsi, a Tumry wrócił do chaty.
Serce mu się ścisnęło na widok biednéj kobiéty, któréj czoło pot śmiertelny, a twarz bladość okrywała trupia. Spoglądając na niego, jakby błagała o litość dla siebie i dziecięcia, uczuł się winnym choć nie wiedział, jaka siła pchnęła go do grzechu i przykląkł u łoża.
— Co się stało? jak to było? — spytał, ja nie odszedłem od ciebie własną wolą!
— Czarownica cię widać pociągnęła — odpowiedziała słabym głosem Motruna. — Kiedyś spał, zerwałeś się, pobiegłeś, chciałam iść za tobą i upadłam.. Nie wiém co się działo ze mną i kiedy mi Bóg dał dziécię... Otworzywszy oczy spostrzegłam w progu poczciwego Janka, który mnie widać od drzwi przeniósł na łóżko...