Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 250.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnuśniejsze, w powijaczkach jeszcze cieplejszéj czekały godziny. A cisza była długa, przerywana tylko pieśnią rannego ptaszka i nieśpiących kruków i szumem porannéj modlitwy lasów.....
Tumry szedł i zataczał się! ani różowy blask wschodu, ani srebrne jasności ustępującéj mu nocy, nie roztworzyły jego źrenicy umarłéj... Nareszcie zobaczył czarne krzyże mogił, chude wierzby cmentarza, żółty grób Lepiuka, i nizki komin swéj chaty.
Przyśpieszył kroku. — Co się tam dzieje z Motruną, zawołał w duchu, jeźli postrzegła że poszedłem? A! żal mi jéj, żal, ale na cóż pokochała cygana?
I minął cmentarz drżący, śpiesząc do drzwi lepianki. Na progu nie było Motruny... tylko głos dziwny, niepojęty, uderzył jego ucho. Nie był to głos zwierzęcia, ani człowieka, ani ducha, nie byłto skrzyp drzewa, ani świergot ptaka, ale wołanie niezrozumiałe, płaczliwe, jakby wzywające litości, w którego głębi słychać było mowę ludzką, i jęki zwierzęcia i łzy człowiecze.
Wszedł na próg i piérwszém co zobaczył, była naga kwiląca dziecina, która leżała przy Motrunie