Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Takto ty znasz cyganów! — rzekł powoli. — A za cóżby się mścić mieli? Wielużto z nich już poobsiadało na gruntach i gospodarzą na miejscu! Słyszałże kto o zemście nad niemi!
— Ale oni czarownicy, — przerwała Motruna.
— Na czary są czary — odparł chmurząc się Tumry — a mój wzrok także za silny uchodził, bo go żadna siła nie zmogła!
Motruna, na którą spojrzał w téj chwili tym przeszywającym wzrokiem, zadrżała i spuściła oczy; poczuła w istocie jakby gorące żelazo przebijało jéj serce, jakby łańcuch żelazny pierś jéj ściskał, aż oddechu brakło, a w głowie kręciło się i wiło dziwacznie.
— Powiedz lepiéj, że mi nie wierzysz — kończył cygan — ale nie że się o mnie obawiasz. Straszniéj mi tu między twoimi, niż wpośród naszych braci Romów, a jednak widzisz, żem cały i żyję.
— Ale po cóż iść do nich? — błagająco, cicho, szepnęła kobieta.
— Ażeby ich ztąd coprędzéj oddalić!
Motruna nic nie odpowiedziała. Tumry na nią spojrzał, postrzegł ciche łzy, i począł znowu chodzić po izbie, tak gorączkowo i szalenie, że się zda-