Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już zmierzchać zaczynało, a Tumry jeszcze się nie ruszył, posłał człowieka, aby go zawołał do przedpokoju.
Tu pan zasiadł z fajką w podaném krześle, i począł się bawić przybyłym.
— Słuchajno! — rzekł — coś ty za jeden, i czego mi tu stoisz przed oknami?
— Jestem kowal — odparł Tumry — cygan — dodał ciszéj.
— A! a! przypominam coś sobie: jakaś historya, ożenienie!.... moja żona.... Co to było?
Cygan, któremu się w głowie pomieścić nie mogło, żeby kto dotkliwéj jego nędzy zapomniał, spojrzał na ziewające paniątko wielkiemi oczyma.
— Mówże mi to — dodał Adam — od początku, bo nic nie pamiętam.
Cyganowi niełatwo było się wytłumaczyć i dla zbytku rozdrażnienia, i dla niepokoju, jakim go ten zastygły pan przejmował, zdający się nic nie czuć i nic nie pamiętać; zebrał się wreszcie na historyę swoją, a pan Adam wysłuchał ją nie przerwawszy słowem.
Pomimo że w opowiadaniu był tylko skielet ciężkiego losu młodéj pary, że z niego niepodobna było