Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W chacie nie umieciono, na piecu węgle zgasły, garnki brudne! Coś miała cyganowi pomagać, to mu będziesz ciężyć! Wstawaj do roboty!
Jakoż tak szczęśliwie i śmiało przemówił Janek, że Motruna chwyciła się przecież z ławy i pobiegła do ognia; on się rozśmiał i zniknął.
— Doprawdy — mówiła w duchu kobiéta — może głupi Janek i prawdę mówi: co ja wysiedzę pod piecem!
Wtém zaszczebiotało coś i zaskomlało w sieni.
— A toż co? — stając zapytała kobiéta i serce jej zabiło, choć na głos zwierzęcy tylko, bo i tego tak dawno niesłyszała, a tak się jéj żywo przypomniała chata rodzinna!
— Wszakcito kura gdacze w sieni i coś skomli! — Otworzyła drzwi przyświecając łuczywem.
Sionka była od podwórza zamknięta, a po niéj zwijała się para kurek ślicznych, i młody żwawy kogucik, który spostrzegłszy światło, wbiegł na próg, strzepnął skrzydłami i zaśpiewał. Motrunie aż serce zabiło.
— A mój Boże! — zawołała — czubaty! czubate! i jakież śliczne!
Tuż pod progiem leżało kilkudniowe szczenie,