Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czego we dworze nasłuchać gotuje się jak w garnku!
Zaciekawiona Motruna wstała i zbliżywszy się do pieca na którym palił się ogień, usiadła naprzyzbie. Janek wieczerzę gotował.
— Wójt, gumienny, ekonom i cała gromada nic nie robili — kończył — tylko gadali a gadali o panu, który powrócił.
— Czemużeś ty Tumremu o tém nie powiedział? — spytała Motruna.
— Myślałem, że wie! — rzekł Janek.
— My tu jak na pustyni! — zawołała kobiéta — co my tu wiedziéć możemy; chyba kto umrze we wsi, jak na cmentarz przywiozą! Ale cóż tam mówili?
— Ot zaraz — coraz się rozgadując mówił parobek — bo naprzód trzeba wiedziéć, że pani umarła gdzieś daleko, i jegomość sam, słyszę, powrócił.
— Umarła! — krzyknęła z żalem w ręce uderzając Motruna. — Ach! ja nieszczęśliwa!
— No! no! nie lamentujcie, bo może i Harasymowicza się zbędziemy — rzekł Janek — to licho dokuczliwe... Pan, słyszę, jak pojechał żółty, blady i słabeńki, tak i powrócił nielepiéj. Nic tam jeszcze doktory nie pomogli. Zaraz, słyszę, jak tylko na próg