Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tumry długo bawił w lesie, bo musiał odszukać drzewa na przysochy do kuźni i przysposobić kluczyny, o które było trudniéj w wyniszczonym borze, niż o inny materyał. Późno już więc mrokiem wrócił do chaty, i gdy się zastanowił przed progiem lepianki, chcąc ciężar swój zrzucić z ramion namulanych, postrzegł Motrunę, która fartuchem oczy zasłoniwszy, siedziała płacząc przed drzwiami.
Twarz cygana zapałała ogniem; pomyślał że mógł kto krzywdę wyrządzić żonie w niebytności jego, i wszystek ciężar swój rzucił o ziemię śpiesząc do niéj.
Kobiéta wstrzęsła się na stukot padającego drzewa, porwała się na nogi i stanęła przelękła.
— Co ci to? na Mroden oro, co ci to Motruno? A! gadziowie przeklęci — rzekł, przypominając sobie w gniewie język cygański — już ci coś zrobili!
I pięść ściśniętą podniósł do góry.
— Klnę się — dodał — że już dłużéj nie wytrzymam; sam zginę, ale wieś pójdzie z dymem w popiół, za łzy i krew naszę! Niech poginą jak szukela (pies), kiedy jak szukela nie mają serca!
To mówiąc cygan, którego oczy gorzały, tak