Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło, zwykle najdalszą jegó podróżą były wycieczki za wrota, a na drogę nawet nie puszczał się nigdy. Miał na przyźbie wyleżany barłóg słomiany, do którego był tak przywykły. Jakże mu było wyrywać się nie wiedziéć jak daleko z Motruną? Szedł, szedł, i przyzastanowiał się kiwając ogonem; zrobił krok jeszcze, szczeknął nawołując, i spojrzał na chatę i na Motrunę, jakby rozmyślał co robić z sobą. Nareszcie, gdy nie odwracając głowy biédna sierota szła daléj, Kasztan podtuliwszy ogon spuściwszy głowę, zawrócił się po cichu do swojéj przyźby, powoli podreptał ku niéj, i mrucząc spać się położył znowu.
Uciekając ze wsi ze łzami w oczach, żona Tumrego przechodzić musiała koło stodółki ojcowskiéj w któréj cep słychać było. Wrota jéj na pół otwarte, dozwoliły spojrzéć wewnątrz, i najrzała młodszego brata w koszuli jednéj, zwijającego się koło kilku leżących na toku snopów żyta.
— A może téż on litościwszy będzie! — zawołała w duchu i wsunęła się cicho we drzwi, a cień jéj obudził zamyślonego pracownika.
Podniósł głowę, spojrzał, i zdumiał się widząc siostrę.