Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gliniastym obrywem biegnącą ścieżynką, którą lada deszczyk prawie nieprzebytą czynił dla ślizgoty: cóż dopiéro, gdy nią z ciężkiemi wiadrami na plecach powracać musiała, drapiąc się pod górę Motruna! Po wodę zaś najmniéj dwa razy w dzień zejść było potrzeba. Szczęściem jeszcze, że mało kto chodził do téj studzienki, i biedna Motruna nie spotkała tam kobiét, których milczenie lub ucieczka, byłyby ją boleśnie dotknęły.
W kilka tygodni po przeniesieniu się do ubogiéj lepianki, nic o tém nie mówiąc mężowi, zajętemu jeszcze kończeniem lichéj budowy swojéj; Motruna postanowiła sprobować szczęścia i zakołatać do serca rodziny i braci. Nie widziała ich od chwili, w któréj przeciwko ich woli opuściła chatę ojcowską, i widocznie unikali nawet przejeżdżania drogą pod cmentarz wiodącą, kołując daléj na pańszczyznę i w pole.
— Niejużciż ja im już obca? — mówiła sama w sobie — wszakże chowaliśmy się pod jednym dachem, jedną pierś ssali; czyby tak odepchnąć mnie mieli na zawsze? Swój połaje, pogniewa się, ale pożałuje. Jak im powiem biédę naszą, taki serce się im otworzyć musi, i pomogą, i przebaczą!