Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szkoda krówki — szepnęła — ale cóż robić? Jak trzeba, to mus.....
— Czémże ją przekarmim, a czém wyżyjem sami! Wszak to jesień!
— Poszłabym do braci.....
— Do braci? — podchwycił cygan brew marszcząc, nigdy! nigdy! Gdybyśmy konali z głodu, ręki do nich nie wyciągniemy; trzeba sobie wystarczyć. Nie mów mi o tém.... Czasu nie możemy tracić; idź z krówką do miasta, sprzedaj ją, wiesz co na gospodarstwo potrzeba; ja muszę z chatą spieszyć.... Tylko śmiało, Motruno, niech się ludzie wściekają, a ja im pokażę, żem coś wart!
To mówiąc cygan z zapałem jakimś pocałował ją w czoło, zrzucił z siebie opończę, porwał siekierę, oczy mu się zaiskrzyły, chwycił się do roboty. Motruna patrzała na to, i odwaga powoli wstępowała jéj do serca; dumała chwilę, potem odwiązała krówkę od słupa, otarła oczy fartuchem, i z niejakiém wahaniem, żegnając męża w milczeniu, skierowała się drogą ku miastu wiodącą.
Cygan tymczasem jak w gorączce rwał się do roboty. Od czego tu począć? jak sobie dać rady! Opadały ręce, czuł rozpaczliwie niemożność; to znów