Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypominając przekleństwo ojcowskie; i szli tak nie śmiejąc się odezwać jedno do drugiego, pod górę, drożyną, aż ku poczętéj chacie zagrodnika.
Zdawało się, że oboje radzi byli przedłużyć drogę, oddalić chwilę stanowczéj rozmowy; ale ścieżka krótsza niż inne, zawiodła ich wprędce przed drzwi cmentarza i lepianki.
Tumry w milczeniu przywiązał krowę do słupa, a Motruna sparła się o ścianę, oczy nieprzytomne wlepiając w cmentarz, na którym jeszcze żółciała ojcowska mogiła.
Jéj łzy bolały nieszczęśliwego cygana, który czuł, że z jego przyczyny płynęły; choć bezsilny i sam cierpiąc, wymógł na sobie uśmiech i odwagę.
— Nie płacz — rzekł do niéj pocichu przybliżając się — płacz nie pomoże, potrzeba myśléć co z sobą zrobimy. Ja chatę dokończę przed zimą, tymczasem choć jednę izbę zamknę za dni kilka; ale żyć nie będzie z czego, trzeba naprzód krowę sprzedać.
Motruna gotowa się była zgodzić na wszystko, choć w sercu żal jéj było tego stworzenia, które czémś więcéj dla niéj było niż datkiem pieniężnym: było zajęciem, towarzystwem, nadzieją.