Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kapitan już się zżymał, świerzbiał mu cybuch w ręku.
— No! pani wam daje parę wołów, byleście tak zrobili, jak się jéj podoba.... Słyszycie!!
Lepiukowie spojrzeli po sobie, starszy się zgiął, westchnął i rzekł:
— Cóż my poradzim, kiedy ojciec tego nie chciał!
— A cóż u sto tysięcy diabłów — krzyknął kapitan — więc i to odrzucacie?
— Wola pańska i Boska! — westchnął starszy.
Napróżno kapitan prosił jeszcze, fukał, groził, gniewał się, ofiarował pieniądze: nic nie pomogło. Lepiukowie zostali przy swojém i odeszli przygotowani do zniesienia co los nada.
Gromada jednogłośnie oświadczyła się za nimi, i trudno wyrazić jakie uczucie pobudził w niéj, ten tak mało napozór znaczący wypadek. Im silniéj nalegał dwór, tém uporniéj obstawali przy swojém bracia, a cała ta sprawa wywołała w Stawisku niechęć ku panom i gorszą jeszcze nienawiść dla cygana.
Nareszcie pani Adamowa przekonana, że inaczéj jak siłą nie zwycięży, rozkazała Motrunę zabrać do dworu, posłała na zapowiedzi i wbrew woli wszys-