Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie sprawim i z chaty nic nie damy, choćby nas nie wiem jak karać miano.
To rzekłszy, umilkł Lepiuk zagryzłszy wargi, a kapitan hardością niespodziewaną uniesiony, aż podskoczył z ławy.
— Co ty śmiész mówić! — zakrzyczał — łajdaku jakiś! Będziesz się ty woli pańskiéj sprzeciwiał! A wiész ty czém to pachnie!?
Lepiuk ani drgnął, ani się ruszył, ani okazał zmieszanym, tylko zimne oczy zwrócił na kapitana i stał milczący; ale widać było w nich tak silną wolę, tak nieprzełamany upór, że Harasymowicz uczuł się zbitym i nie wiedząc co począć, zabełkotał tylko jeszcze:
— Ruszajcie, a com mówił, to się zrobić musi; z tobą zaś będzie inny porachunek — dodał grożąc Lepiukowi. — Idźcie precz!
Bracia skłonili się i poszli, a kapitan ochłonąwszy nieco, wszakże nie swój trochę, wcisnął się powoli do salonu.
Naprzeciw niego wybiegła z iskrzącemi ciekawością oczyma pani Adamowa.
— A co kochany kapitanie? — spytała wdzięcząc się.