Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj — rzekł cygan biorąc ją za rękę cały wzruszony — jeśli tobie strach mojéj doli i ojcowskiéj klątwy, powiédz słowo Motruno; ja choć cygan mam sumienie: gubić ciebie nie chcę, pójdę ztąd!
Motruna czarne oczy podniosła na niego, ocierając je z łez fartuchem.
— Duszy nie odebrać, kto ją raz dał — powtórzyła — nie czas nam się powracać! Wola Boża! sądzono!
— Niech ci Bóg płaci za poczciwe słowo — odparł silniéj coraz przejmując się Tumry — nie pożałujecie tego, coście dla mnie zrobili. Pokażę wam, że cygańskie ręce żelazne i siła żelazna; nie dadzą mi tu rady ani bieda, ani ludzie.... Widzisz Motruno, znowu szedłem z toporem do lasu; pocznę chatę nową, i da Bóg prędzéj ją i lepiéj dokończę, niż pierwszą; nie przepadniemy!
To mówiąc chciał ją uścisnąć, ale Motruna spojrzawszy nań tylko, jakby przelękniona, rzuciła się ścieżynką na pola wiodącą.
— Bracia na łanie czekają na obiad; trzeba spieszyć. Twój bochenek chleba pod kamieniem, gdzie zawsze!