Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbierał powoli, myśląc zużytkować. Wczorajszy żal przepalił się już w jego sercu: zastąpiła go silna wola pracy, tłumiąca najskuteczniéj boleści.
Tak dumając spuścił się w jar nie patrząc przed siebie, gdy go głos znany ocucił.
— Dobry dzień Tumry, dobry dzień!
O kroków parę przed nim stała z dwojaczkami w ręku piękna Motruna, któréj czerwone oczy o niedawnych łzach świadczyły.
— Dobry dzień — z uśmiechem rzekł zbliżając się cygan. — A co słychać?
— Chyba nic nie wiecie? Byliście koło chaty?
— E! nocowałem tam przy ogniu — udając obojętną wesołość odezwał się chłopak. — A cóż? spaliła się, trzeba myśléć o drugiej.
— Znowu tak samo? a to wy się zarzniecie — z litością i wejrzeniem głębokiém rzekła córka Lepiuka.
— Nic mi się nie stanie — zawołał cygan ochoczo — bądźcie spokojni; trzeba swojego dopiąć... nic nie pomoże.
— A wiecie z czego chata spłonęła? — badawczy wzrok rzucając na Tumry spytała dziewczyna.