Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny wyszedł... Z oznajmieniem tém, które mu zlecono, nie pora iść było. W izbie ucztowano... wesołość, śmiechy, wykrzykiwania słyszał tylko. Musiał stać i czekać, aż się królowa oddaliła z niewiastami. W ślad zaraz poszedł za nią.
Duchownemu wstęp był zawsze wolny, więc choć potrzebowała spoczynku królowa, puszczono go... Przebiegły księżyna ręce podniosłszy do góry, głowę zniżywszy z czcią wielką, od uwielbień rozpoczął.
— Święta pani nasza cuda czyni! — rzekł wzdychając.
— Nie mówcie — przerwała Emnilda.
— Przyszedłem z nowiną może téż nie wstrętliwą, miłościwa pani — odezwał się — ażali to dla dworu nie lepiéj, gdy z niego to ustąpi, co się z nim miłością połączyć nie może??
Markgrafówna Oda przezemnie oświadcza miłościwemu panu i pani, iż za gościnę, im dziękuje i do ojca powrócić pragnie.
Wzdrygnęła się królowa, nie umiejąc pokryć radości. Ks. Petrek dodał z kłamanym uśmiechem.
— Wstrzymywać jéj nie potrzeba... Niech jedzie. Niebezpiecznych to wdzięków niewiasta, do której lgnęli wszyscy.
Emnilda wstrzymała się od odpowiedzi długo.
— Królowi o tém oznajmcie — rzekła.
Widząc, że rozmowa nie może się przeciągnąć, ks. Petrek z pokorą wielką i pokłonami, wysu-