Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozwiązania téj zagadki zdumiony trefniś, napróżno szukał w głowie.
— Słuchaj Fröhlich — rzekł król, zaledwie dosłyszalnym głosem — hm! śmiéj się głośno, głośno! ale słuchaj co powiem: rozumiész...
Trefniś nie zrozumiał jeszcze nic, ale głową skinął i śmiać się zaczął tak, że śmiechem mógł najhuczniejszą zagłuszyć rozmowę...
Król wziął go ręką za ucho i przyciągnął je prawie do ust.
— Fröhlich wierny, poczciwy, nie zdradzi — rzekł. Dziś tajemnie do Uebigau, rozumiész! powiedziéć mu, rozumiész! niech zaraz ucieka do Polski.
Fröhlich zrazu szmer tylko i wyrazy słyszał, nie mógł pojąć ażeby król go za tajemnego posła chciał użyć. Na myśl mu jeszcze nie przyszedł Sułkowski. Rękami i miną zrobił znak zapytania.
Król pochylił się mu do samego ucha i rzucił w nie jedno słowo:
— Sułkowski!
Powiedziawszy je, jakby się sam zląkł tego zakazanego na dworze nazwiska, odskoczył na kilka kroków. Fröhlich’owi śmiech zamarł na ustach. Bał się, że może nie dobrze zrozumiał.
Twarz jego wyrażała znać tę niepewność, bo król nakazawszy mu znowu śmiać się, powtórzył dobitnie rozkaz.
Wyrazy z ust jego dobywały się urywane: pospiesznie, krótko, bez związku; trefniś jednak w końcu wiedział, iż król kazał mu oznajmić o niebezpieczeństwie i ostrzedz hrabiego, aby do Polski uciekał.
Dla niepoznaki słuchał jeszcze chwilę August konceptów, potém dobył z kieszeni garść dukatów i wsypał je Fröhlichowi do kamizeli.