Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia przeciwnie był w wybornym humorze, zwierzając się żonie co mówił królowi i jakie na nim uczynił wrażenie. Pochlebiał sobie że siéci zastawione przez nieprzyjaciół potargał, że wszystko powróci do dawnego stanu i że on teraz obali tę klikę nieprzyjazną, a królowę usunie tak i otoczy, aby niebezpieczną być przestała.
Nazajutrz rano d. 5 lutego hrabia po męczącéj podróży nie zaspał długo, obudził się o zwyczajnéj godzinie, ubrał i wedle dawnego obyczaju pojechał do króla na zamek.
Gdyby był cokolwiek więcéj miał przebiegłości a mniéj zaufania w sobie, dostrzegłby był z łatwością, że zobaczywszy go, wszystek dwór spoważniał; że niektórzy się nieznacznie z drogi usuwali, a ci co nie mogli uniknąć z nim spotkania, nadzwyczaj byli małomówni i chłodni. Sułkowski miał dawniéj swobodę wchodzenia do króla, kiedy mu się podobało i gdziekolwiek się znajdował.
Dążył więc prosto do pokojów króla, wiedząc gdzie go szukać o téj godzinie, gdy Löwendahl zaszedł mu drogę grzecznie bardzo i oznajmił, że król w swoim gabinecie pilnemi sprawami jest zajęty i bez wyjątku żadnego, nikogo a nikogo wpuszczać nie kazał.
— Ale to się do mnie stosować nie może! — zawołał Sułkowski, uśmiechając się.
— Nie wiem — odparł Löwendahl — może się to późniéj wyjaśni, lecz darujesz mi hrabia, że ja ściśle się muszę pilnować rozkazów i nie śmiem ich tłumaczyć.
Nie chcąc się poniżać do sporu Sułkowski, pewien iż się późniéj pomścić potrafi tego niewłaściwego znalezienia się; ukłonił zdala, zawrócił i odszedł.
Postanowił przyjechać powtórnie o godzinie jedenastéj, gdy król wszystkich zwykł był przyjmować. Schodząc ze wschodów, zdala zobaczył port-chaise Brühla i to go mocno ubodło.