Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w pychę wzbija, to pewna, że może się czasem chwalił że on robi co chce, nietylko w sprawach państwa, ale nawet z Najjaśniejszym Panem: to być może.
— Hm! to być może powiadasz! to być może, a tak! to być bardzo może — rzekł król. Prawdę powiedziawszy na muzyce mizernie się zna, a na obrazach téż nie wiele; jemu aby gołe, aby gołe! Ale tst! — dodał król — żeby Guarini nie słyszał — jaką on tu Venus przyniósł raz, com ja biédy miał z królową. Spalić ją kazała. A była bardzo piękna. No, i to prawda, że pozwalał sobie czasem...
Niedokończywszy August zapatrzył się w okno, zamyślił i ziewnął.
— Jak ty myślisz — zapytał — czy to prawdziwy Ribera ten co go wczoraj przysłali z Wenecyi?
Brühl ramionami ruszył.
— Ja, N. Panie jestem w tém zdania W. K. Mości.
— To może być Ribera — mruknął król cicho.
— Tak, to mógłby być Ribera — powtórzył Brühl.
— Ale mógłby być il Frate...
— O! niezawodnie że podobny bardzo do Frate.
— Ty się znasz Brühl.
— Uczę się przy W. Kr. Mości.
Począł się przechadzać August bardzo zadowolniony, zbliżył się do ucha Brühlowi i rzekł:
— Królowa chce abym go odpędził, bo jéj któś szepnął, że mi doradzał bałamuctwa...
— Ale o to W. Kr. Mości nikt w świecie nie może posądzać! — krzyknął Brühl — nikt! wszyscy wiedzą o jego życiu przykładném...
— Ja nigdy nie dopuszczę żeby mnie posądzano — szepnął król — nigdy, nigdy! wolę... wolę...
Nie mógł dokończyć. Brühl się doń zbliżył i szepnął: żywa dusza, nikt! nie może posądzać W. K. Mości.