Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poszanuje nic. Dostanie się mnie, wam, panie hrabio, a wkońcu i panu naszemu.
— Na to się nie odważy.
Zacząwszy mówić hrabia przerwał, zwrócił się do Brühla i biorąc go za guzik od fraka, rzekł poufale:
— Wy bo do niego coś macie? przyznajcie się: zawadza wam?
— Nudzi mnie — zawołał Brühl — przyznaję, czepia się mnie, żarcikami swojemi dojada...
— Wy sobie pono wyobrażacie, jeśli się nie mylę — pocichutku odezwał się, śmiejąc Sułkowski, — że on się kochał w Frani Kolowrathównie.
— Toby był tylko dowód dobrego gustu i tegobym mu za złe miéć nie mógł — rzekł Brühl, pokrywając rozdrażnienie pozorem obojętności — ale dokucza hrabinie Moszyńskiéj, dla któréj mam najwyższy szacunek.
— A! a! — rozśmiał się hrabia.
— Hrabinaby się obroniła sama, szepnąwszy słowo królewiczowi — mówił daléj Brühl — ja jéj nie potrzebuję w pomoc przychodzić; daleko gorzéj jest, że drwi z nas wszystkich, nie wyjmując nikogo.
— Jakto? i ze mnie? — spytał Sułkowski.
— Zdaje mi się, że i tobym mu dowiódł.
— O! toby było nadto śmiało! — rzekł Sułkowski sucho.
— Wierzcie lub nie, powiem otwarcie: ja go mam za twórcę medalu... — zawołał Brühl i rękę położył na piersiach.
Rzuciwszy to słowo parę razy, przeszedł się po salonie.
— To prosty domysł, mój Brühl, to prosty domysł.
— A może i coś więcéj, niż domysł — począł minister — wiem już na pewno, że trzy, czy cztery medale rozdał.
— Komu?