Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja i moja suivanta, tak jesteśmy we dwie, a ogrodnik który tak nieroztropnie waćpana wpuścił, za co dostanie odprawę... trzeci...
— Gdzież ten bilet królewicza?
Watzdorf szukał go powoli i dobywał różnych rzeczy z kieszeni, między innemi, jakby przypadkiem natrafił na medal i odezwał się:
— Proszę hrabinéj, co to za zuchwali i nikczemni są paszkwilanci. Ktoby się to co podobnego spodziewał?
Położył medal na stole, a sam daléj kieszenie przebiérał. Hrabina spojrzała, poznała medal, udała że go wcale nie zna, zaczęła rozpatrywać i z najzimniejszą krwią odrzuciwszy go rzekła:
— Wcale lichy koncept! Ale cóż on komu szkodzi?
Szambelan popatrzył na nią.
— Może królewiczowi poddać myśli niepotrzebne?
— Jakie? — spytała hrabina.
— Dobrania sobie innych podpór do tronu — rzekł W[at]zdorf[1].
— Kogoż? waćpana, panie szambelanie, Froscha i Storcha?
Watzdorf zakąsił wargi.
— Pani hrabina jesteś złośliwą...
— Pan mnie nie tylko do niecierpliwości, ale do złości istotnie doprowadzić możesz. Gdzież ten bilet?
— Właśnie jestem w rozpaczy, zdaje mi się że go straciłem.
— Biegnąc za mną, aby mi przykrość wyrządzić — mruknęła hrabina — aby mnie tu ścigać, gdy pragnę być samą.
— Samą!! — powtórzył Watzdorf z szyderskim śmieszkiem, i popatrzał na zdradzieckie krzesło.
— Rozumiem — wybuchnęła Moszyńska — wejrzenie waćpana zwraca się ku temu krzesłu i więc jeszcze posądzasz mnie? Czy hrabia Moszyński polecił mu straż nademną?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Tekst nieczytelny.