Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mów prędko!
Hennicke zapuścił ręce z palcami długiemi i kościstemi w głąb' kieszeni swéj kamizelki, dobył z niéj powoli coś błyszczącego i milcząc podał Brühlowi.
Była to moneta, czy medal wielkości talara. Brühl poszedł z nią do okna, bo dzień był pochmurny.. oczy jego pilnie zatrzymały się na medalu, którego jedna strona wyobrażała tron z siedzącą na nim figurą z fajką w szlafroku, a poznać w niéj było łatwo, lub domyślić się raczéj kurfirsta młodego; trzy figury podpierały tron jego, dwie w paziowskich strojach, a jedna w lokajskiéj liberyi. Odwróciwszy medal, mógł przeczytać na nim dystych szyderski, stosujący się do Sułkowskiego, do niego i do Hennickego:

Jest nas tu trzech razem:
Dwóch paziów i lokaj.
(Wir sind unserer drei
Zwei Pagen und ein Lakai).


Popatrzywszy chwilę Brühl, cisnął medalem o ziemię; ten się potoczył, a Hennicke schylił po niego troskliwie, goniąc toczący się aż pod kanapkę. Podniósł się wreszcie, Brühl stał zamyślony i gniewny.
— Cóż w. ekscelencya na to?
— Co? dajcie mi tego, co to zrobił... zobaczycie — zawołał Brühl.
— Co to zrobił — podchwycił gniewnie Hennicke... to odbito w Holandyi, tam gdzie nasze ręce nie sięgają, ale podyktowane z Saxonii. Któż tam się o to troszczy, czy ja byłem lokajem, a wasze obiedwie ekscelencye paziami. Holendrom to zupełnie wszystko jedno. To wyszło ztąd, z Saxonii.
— A zatém trzeba dojść sprawcy — zawołał Brühl, bądź co bądź nie potrzeba żałować na to wydatku... nasłać ludzi.