Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziéć nawet jak rzeczywiście natura je stworzyła, bo i wązkiemi i szerokiemi być umiały; cała postać wyłamana i kuglarsko się wyginająca, nieustannie w ruchu, czyniły radzcę Ludovici zjawiskiem nieprzyjemném i niespokojném. Trzeba się doń było przyzwyczaić aby go módz znieść. Nieustannie patrzał w oczy, badał, wyrywał z ust niedokończone wyrazy. Sułkowski szczęściem był doń nawykły i powagą swą niecierpliwość jego trzymał na wodzy. Ludovici pełne miał wszystkie kieszenie papierów, wszedłszy skłonił się i sparłszy na poręczy najbliższego krzesła, czekał co mu pan minister powiedziéć raczy.
— Dokumenta mam z sobą — rzekł nakoniec uderzając się po boku z którego kieszeni papiéry wyglądały — jeżeli W. Ekscellencya pozwoli.
— Nie o tém się z w. panem radzić chciałem dzisiaj — odezwał się Sułkowski — mamy o czém inném do mówienia.
Ludovici pochylił się z niecierpliwą ciekawością, oczy mu się iskrzyły.
— O czémże, o czém? W. Ekscellencya raczy...
Sułkowski zdawał się namyślać jeszcze czy ma się zwierzyć zupełnie; ta chwila wyczekiwania i niepewności, podniosła jeszcze, żywą już ciekawość pana radcy. Ścigał go oczyma, nachylał się jakby wylatujące z ust słowa chciał co najprędzéj pochwycić.
Sułkowski zapatrzył się w okno. Wstał, potém powoli w bok się biorąc.
— Jest to dosyć nieprzyjemna rzecz — rzekł — że żyjąc na dworze, nawet tak nieograniczonym, będąc zaszczyconym zaufaniem kurfirsta jak ja... mimo to pewne środki ostrożności przeciw zachciankom władzy zachować należy.
Ludovici uśmiechnął się, oczy roztworzył i ręką dziwnie w powietrzu poruszać zaczął, ale przerywać nie śmiał.