Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic się nie zmieni. Podatki tylko żywo bardzo ściągać zaczęto. Tego wieczora królewicz zaraz po kolacyi odszedł z Sułkowskim do swoich pokojów, Brühl za nimi pociągnął.
W drugiéj sali zebrane było szczupłe gronko osób dworu Józefiny, a między niemi żartobliwie, rzucając słówkami, przechadzał się O. Guarini. Przemówiwszy zaledwie słów kilka do przytomnych, królewiczowa dała znak ochmistrzyni i weszła do swojego gabinetu. Za nią w ślad hrabina Kolowrath udała się, rozkazując córce, aby jéj towarzyszyła.
Józefina stała, jakby przygotowana do czegoś w środku salki. Frania weszła za matką, nie okazując ani trwogi, ani niepokoju. Królewiczowa dała jéj znak, ażeby się zbliżyła.
— Moje dziecko — rzekła głosem suchym i niemiłym — czas pomyśleć o twym losie... ja się chcę nim zająć.
Lękając się odpowiedzi niewłaściwéj, matka podchwyciła:
— Wieczną wdzięczność winniśmy majestatowi.
— Wiem, że jesteś gorliwą katoliczką — dodała królewiczowa — i dlatego cię najprzód zapewnić muszę, że przyszły twój, chociaż mu się los nieszczęśliwy nie dał urodzić w świętéj wierze katolickiéj, przyjmie ją. Będziesz więc miała tę pociechę, że jednę duszę zyszczesz Bogu.
Frania słuchała obojętnie, zdało się, że pociecha ta małe na niéj czyniła wrażenie.
Królowiczowa spojrzała i nie mogła wyczytać nic z młodéj téj twarzy zastygłéj.
— Mogę ci powinszować wyboru — dodała — wyboru, który matka i ja uczyniłyśmy; człowiek przeznaczony dla ciebie, jest znakomity pobożnością, charakterem i rozumem jest to minister Brühl.
Znowu spojrzała Józefina, Frania stała niema.
— Trzeba, abyś mu się dozwoliła zbliżyć do siebie, abyście się wzajem poznali lepiéj i ocenili, a mam nadzieję, że będziesz szczęśliwą.