Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Plany więc nasze? — spytał Ojciec.
— Pójdą pod rozpatrzenie rady — odparł przybyły — nie przestawajcie działać, nie wstrzymujcie wykonania. Damy znać cóś najbliższego!
— Brühl utrzyma się. Królewicz płacząc to przysiągł żonie, to była wola ojca jego. Sułkowski będzie pozornym władzcą, ów istotnym, a potém...
— Sądzicie że go obalić potraficie? — spytał gość.
— Jesteśmy tego pewni, działamy wszyscy przeciwko człowiekowi, który niema nawet przeczucia, nawet idei niebezpieczeństwa, a ambicya Brühla jest dla nas najskuteczniejszém narzędziem.
— A ten człowiek? — spytał nieznajomy.
— Jest to szatan w ludzkiém ciele, ale szatan, który krzyżem leżąc się modli, a jutro nieprzyjaciela zgniecie jak muchę, i nie będzie miał zgryzoty najmniejszéj.
Przy tém słodki, miły i ujmujący do najwyższego stopnia.
Zamilkli, przybyły gość zasunął się w głąb kanapy i zadumał.
— Mogę wam czém służyć? — zapytał O. Guarini.
Pytanie to przeszło nie dosłyszane, tak ten do którego się zwracał zatopionym był w myślach.
— Jakże idzie z nawracaniem? — zapytał po milczeniu, które O. Guarini uszanował.
— Z nawracaniem? tu? w samém gnieździe herezyi — rzekł Ojciec — tu, gdzie katolicka kaplica dzwonami odezwać się nie może, gdzie protestantyzm panuje, wre i pożera jak rdza? Postępy są małe, a dusze które nasze sieci rybacze wyciągają na brzeg, nie wiele przez się warte. Potomstwo ich opłaci chyba trud apostolski. Do innych herezyi nowa nam jeszcze przybywa, z którą walka będzie trudniejszą niż ze wszystkiemi innemi.