Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król na przesuwającego się popatrzał i rzekł do Friesena: — Gdyby tu był który z pruskich książąt, odkradliby mi go do grenadyerów. Kto to taki?
Nikt jakoś na pewno odpowiedziéć nie umiał. Zbir znikł za kolumnami.
Tymczasem Brühlowi drogę zastąpiła cyganka. Stara, słusznego wzrostu kobiéta, o kiju, okryta szeroką jedwabną zasłoną i cała obwieszona paciorkami, koralami, świecidłami. Pół-maseczki przedstawiało żółty, okryty marszczkami profil czarownicy. Wyciągnęła rękę i piszcząc zażądała dłoni do wróżenia.
Brühl nie miał najmniejszéj ochoty dowiadywania się przyszłości: chciał się cofnąć, ale cyganka domagała się ręki koniecznie.
Non abiate paura! — szepnęła — ja wam dobrą wywróżę...
Brühl z rękawiczką dłoń wyciągał.
— Ja nie wróżę ze skóry, tylko z ręki — śmiejąc się zawołała cyganka — zdejm...
U kolumny za którą stali palił się w górze sześcioramienny świecznik, cyganka podniosła białą dłoń, obejrzawszy rękę i zaczęła głową potrząsać.
— Wielkie losy, świetne losy — rzekła — powodzenie cudowne, a szczęścia mało...
— To zagadka? — przerwał Brühl — jakże powodzenie miéć, a nie miéć szczęścia...
— A! to tak łatwo jak być szczęśliwym mimo niedoli i losu! — zawołała zmienionym głosem stara. A wiesz dlaczego szczęścia ci zabraknie? bo serca nie masz...
Brühl szyderczo się uśmiechnął.
— Ty nie kochasz nikogo.
Zmilczał potrząsając głową.